Nie rozpaczam po Traditionis Custodes

Osoby, które mnie znają może zdziwić taki tytuł tekstu. Nie rozpaczam po Traditionis Custodes? Kogo chcę oszukać? Ale tak jest rzeczywiście! Co nie znaczy, że jest u mnie brak emocji i obojętność na papieskie Motu Proprio. O nie! Emocje są i od tego chciałbym zacząć.

Smutek i wstrząs

Nie jest tak, że 16 lipca 2021 r. nic się nie stało. Stało i to dużo… Nie pamiętam, czy jakiekolwiek wydarzenie kościelne kiedykolwiek mnie tak zasmuciło i poruszyło. Tego dnia poczułem się bardzo osobiście dotknięty, gdyż nadzwyczajna forma rytu rzymskiego (a właściwie „Msza Trydencka”, bo nazwa nadana przez Benedykta XVI straciła na aktualności) jest ważnym elementem mojego katolickiego i kapłańskiego życia.

Długi czas w swoim życiu nie rozumiałem czym jest Msza Święta, nawet na pierwszym roku seminarium spośród seminaryjnego planu dnia Msza była dla mnie punktem raczej nudnym. Zmiana nastąpiła gdy poznałem Mszę Trydencką, zainteresowanie nią spowodowało fascynację liturgią (też posoborową) i zachwyt Mszą Świętą. To tradycyjna liturgia miała największy wpływ na moją duchowość liturgiczną, na dbałość o celebrowanie posoborowej liturgii i przybliżanie jej wiernym. To jest Msza moich prymicji, więc czuję, że zabrano mi coś bardzo ważnego dla mojej wiary. Wiem, że wielu czuje to samo, wielu kapłanów pozbawiono tego, co przypominało im (przez gesty, teksty i symbole) o tym kim są i do czego są powołani. Wielu wiernych poczuło, że zabrano to co pozwoliło im odkryć i ugruntować ich wiarę.

Msza Trydencka (a raczej szeroko rozumiany ruch Tradycji Katolickiej) to według mnie bardzo ważna część Nowej Ewangelizacji. Sam obserwowałem jak „tradycjonalizm” potrafi ewangelizować w świecie, który tak bardzo potrzebuje niesienia Chrystusa. To jest rzeczywiście ewangeliczne nowe i świeże wino, które ożywia Kościół i buduje jedność. Smutkiem napawa fakt, że to wielkie dzieło będzie ograniczone. Co więcej, moje doświadczenie pokazało jak Msza Trydencka może być skarbem dla duszpasterstwa młodzieży, bo przecież ruch tradycyjny to ruch bardzo młody i przyciągający głównie młodych. Miałem okazję uczestniczyć i prowadzić różne „tradi” spotkania, warsztaty, rekolekcje, pielgrzymki i widziałem w tym dzieło Boże. Podziwiałem lata pracy wielu ludzi, pomimo niejednokrotnie niechęci i prób pozbycia się „zbyt tradycyjnej” młodzieży, które skutkowały wielkimi owocami. Szkoda mi tych młodych, dla których odkrycie piękna Mszy Świętej i zakochanie w Chrystusie zostanie utrudnione. Dlatego smucę się i czuję się wstrząśnięty duchem „zepchnięcia na margines”, duchem, który chciałby, aby coś dla mnie bardzo ważnego przestało się rozwijać, a najlepiej zniknęło.

Nadzieja i pokój

Jednakże nie rozpaczam, bo rozpacz byłaby brakiem nadziei. Czy jest nadzieja? Historia Kościoła i żywoty świętych pokazują, że tak! Zobaczyć możemy, że drogą Bożą nie jest droga rozpaczy, poddania się i porażki ale droga zaufania Bogu. Świat widział wielokrotnie zniszczenie materialnych i duchowych dzieł, które były na chwałę Boga. Iluż misjonarzy musząc uciekać lub nawet oddając życie widziało zburzenie ich misji przez wrogów wiary. Iluż świętych żyło w czasach, kiedy Kościół wydawał się być w ogromnym kryzysie. Iluż twórców zakonów i wielu dzieł duchowych widziało za swojego życia ich upadek. Iluż wiernych, jak Cristeros w Meksyku, powstańcy Wandejscy czy członkowie podziemnego kościoła w krajach komunistycznych widziało zniszczenie całego dziedzictwa religijnego ich kraju. Nie wiemy dlaczego Pan Bóg to dopuszczał, wiemy, że nie zostawił nigdy swoich wiernych. To co zniszczone odrodziło się lub odrodzi.

Czasem Pan Bóg pokazuje nam, że trzeba dla niego ponosić ofiary, upokorzenia i odrzucenie, aby oczyściły się nasze motywacje, aby jeszcze bardziej było widać, że nasza praca apostolska jest tylko z miłości do Pana Boga i dla zbawienia dusz, a nie dla naszej chwały. Jak wszędzie mógł się pojawić grzech i sposób myślenia mniej Boży, a bardziej konfrontacyjny. Teraz jest czas, aby tego się pozbyć, aby przypomnieć sobie, jaki jest cel naszego chodzenia na Mszę Trydencką i jej promowania. Tym celem jest chwała Boża i zbawienie duszy! Jest to czas, aby umocnić naszą miłość do Kościoła Katolickiego i Ojca Świętego.

Dlatego nie rozpaczam, nie załamuje rąk, nie złoszczę się i nie szukam wrogów. Wiem, że to nie koniec „apostolatu tradycji”, a po prostu jej kolejny etap. Dziś obok pomagania ludziom w odkrywaniu Mszy Trydenckiej (obecnie powinniśmy się nie poddawać, wręcz przeciwnie, powinniśmy przyciąga jeszcze więcej dusz do tradycyjnej liturgii), umacniania istniejących środowisk i promowania tradycyjnej, katolickiej doktryny dostajemy do rąk kolejne duchowe narzędzie… ofiarę! Dziś możemy składać ofiary, żyć duchem ofiarowania, gdy widzimy, że coś co zbudowaliśmy jest zniszczone, gdy nie będzie się nas rozumiało, gdy będą nas wyśmiewać i marginalizować. Zamiast buntować się i złościć na autorów takich słów, jest czas, aby to ofiarować Panu Jezusowi. Może się okazać, że więcej dusz nawrócimy teraz, niż wcześniej gdy mieliśmy wolność w naszym apostolacie.

Pamiętajmy, że Pan Bóg zsyła próby, aby nas uświęcić, a szatan chce abyśmy zmarnowali ten czas i żyli duchem buntu, wrogości, złości, zgorzkniałości i rezygnacji. Walka duchowa trwa, walka o nasze dusze, ale też o dusze innych. To jest czas, aby jeszcze bardziej zadbać o to co fundamentalne: łaskę uświęcającą, pokorę, modlitwę i odrzucenie grzechu. Dlatego nie poddawajmy się, niech trzymanie się Tradycyjnej Liturgii będzie dla nas pokarmem duchowym, niech rozbudza w nas miłość ku Chrystusowi i pociąga nas do apostolstwa. Dziś Pan nasz Jezus Chrystus potrzebuje naszego, jeszcze większego zaangażowania!

x. Kamil Mielniczuk